Dzień piąty, czyli wymyśliłam gorące źródła

on

  To już nasz przedostatni dzień na Islandii, a my nadal nie skorzystaliśmy z największego dobrodziejstwa islandzkiej ziemi jakim są gorące źródła termalne. Pogoda zapowiadała się okropnie, przez większość dnia opad i 9 stopni. Co zrobić w tak brzydki dzień?? Planowaliśmy wybrać się w tym dniu do gorących źródeł w Hveragerði, do których trzeba było się trochę przejść po górach. Wątpliwa przyjemność w taką pogodę. Może jutro będzie lepiej? Co tu dziś robić? Najlepiej zasięgnąć rady u źródła. Sympatyczna Polka, goszcząca nas w hostelu powiedziała, że taka pogoda ma się utrzymać przez najbliższe 3 dni. Ale gorące źródła w Hveragerði to świetny pomysł, można się wygrzać, trochę trzeba podejść, ale podobno niedużo i nie jest to ciężkie podejście, zapewniała. Zachęceni ubraliśmy się w stroje kąpielowe, spakowaliśmy plecaki i znów ruszyliśmy w drogę.

  Po drodze pojechaliśmy jeszcze zobaczyć wypełniony wodą Krater Kerið. Jest to jedna z atrakcji na trasie Golden Circle, ale przez to, że w pierwszym dniu nie domknęliśmy pętli, ominęliśmy go. Krater można obejść dookoła po szczycie, a także zejść do środka. Mimo okropnej pogody bardzo nam się podobało. Krater z czerwonej skały, porośnięty zielonym mchem, a na dnie lazurowa woda. Piękne zestawienie kolorystyczne.

IMG_3790
Piękne kolory Kratera Kerið
IMG_3752
Mimo wszystko nam się podoba

  Ruszamy do Hveragerði, jest zimno, pada coraz mocniej, ale nie zrażamy się. Wręcz przeciwnie, szukamy nawet lodziarni, bo chłopak w informacji  turystycznej w Hofn powiedział, że to islandzka stolica lodów i musimy spróbować. Mamy poczucie, że już trochę nam odbija, ale szukamy lodziarni. Jak zwykle jesteśmy pół godziny przed otwarciem, więc postanawiamy zacząć od gorących źródeł. Dojeżdżamy na parking, spodziewałam się pustek, a tu nie ma gdzie zaparkować. Zachęca nas to do ruszenia, skoro nie jesteśmy jedynymi szaleńcami, to pewnie nie jest tak źle. Deszcz lekko mży. Dochodzimy do tablicy informacyjnej – do źródeł 3km pod górę… Chwila zawahania. Czy warto w taką pogodę? Zanim tam dojdziemy będziemy zziębnięci i zmoknięci jak kury. Pytamy ludzi schodzących z góry. Mówią, że w źródłach jest bardzo przyjemnie, ale jest dużo ludzi. Szybka decyzja, ruszamy. Droga nie była przyjemna, kałuże błota, ślisko, momentami dość wąsko i prawie cały czas pod górę. Spodnie i buty wyglądały jakbyśmy tonęli w błotnej powodzi. Po drodze minęła nas schodząca w dół szkolna wycieczka, pojawiło się światełko nadziei, że na górze zrobiło się luźniej. W końcu po niecałej godzinie doszliśmy do źródeł. Witają nas gotujące się źródła, buchająca para, lekki zapach siarki.

IMG_3768
Woda się gotuje, dobry znak 😀

  Idziemy dalej, dochodzimy do ładnych podestów, wzdłuż źródła, prowizorycznych przebieralnie, a raczej ścianek odgradzających, za którymi można było się przebrać. Nikogo nie widzimy w wodzie, jedna para przebiera się po wyjściu z wody, chyba nam się udało, wszyscy już poszli. Rozbieramy się i szybko wskakuję do wody. Lekki falstart. Woda ma jakieś 35 stopni, mamy nadzieje, że dalej będzie cieplejsza. Znów szybko zarzucamy na siebie ubrania i idziemy dalej. Zza zakrętu wyłania się kolejny podest z przebieralnią i parujące źródło z gorącą wodą, a w nim wygrzewający się ludzie. Dobry znak, tym razem jesteśmy w dobrym miejscu. Wskakujemy i znajdujemy dla siebie idealną miejscówkę. Woda jest przyjemnie ciepła, to nasza nagroda za trudy tego podejścia. Na chwile zapominamy o naszych przemoczonych kurtkach i obłoconych ubraniach. Jest przyjemnie i to wszystko czego nam teraz potrzeba.

IMG_3779
Kiedy na zewnątrz 9 stopni i pada – wskocz do rzeki 😀

  Pół godzinki wygrzewania i możemy ruszać w dół, choć ta myśl nas trochę przeraża. Próbuję to jeszcze odwlec, ale niestety nie da się w nieskończoność. Ruszamy. W dół poszło znacznie szybciej, deszcze przestał już prawie padać. Byliśmy tak rozgrzani, że postanowiliśmy zatrzymać się w lodziarni. Kupiliśmy lody i kawę.

IMG_3787
Duuuuże gałki…

Czuliśmy się trochę jak wariaci, bo byliśmy tam jedyni. Z resztą trudno się dziwić. Ale na szczęście chwilę przed naszym wyjściem przyszłą kolejna para, zamówili lody i nawet usiedli przed lokalem, więc nie byliśmy najdziwniejsi. Nie wiem czy te lody były tego warte, ale przynajmniej nie możemy powiedzieć, że nie próbowaliśmy. Plan na ten dzień został zrealizowany, można ruszać do Reykjaviku, do naszego kolejnego lokum.

  Po ulokowaniu się w hotelu i gorącym prysznicu, łapiemy oddech i ruszamy na miasto. Wrażenie takie samo jak w pierwszym dniu. Przyjemne miasteczko, ładne stylowe sklepy. Wszystko utrzymane w nordyckiej stylistyce. Przyjemne knajpki, restauracje, sklepy z pamiątkami. Zastanawiamy się czy mają tu jakieś sieciówki, bo nigdzie ich nie widać. Szukamy dobrze wyglądającej i niedrogiej restauracji, w której możemy coś zjeść. Łukasz od kilku dni na pytanie na co miałby ochotę odpowiada „hamburger”, za mną chodzi rybka, więc tym razem wybierzemy się na coś rybnego. Docieramy do restauracji przy porcie. Łukasz zamawia oczywiście fishburgera 😉 ja fish & chips. Rybki są pyszne, świeże i rozpływają się w ustach. Zdecydowanie warto spróbować ryby na Islandii.

IMG_3800
Fishburger i Fish & Chips

  Najedzeni spacerujemy ulicami Reykjaviku, ale ponieważ nie ma ich za wiele, szybko wracamy do domu.

IMG_3802
Kolorowe ulice Reykjaviku
IMG_3806
Puby i restauracje w Starym Mieście

 

4 Comments Add yours

  1. Magda pisze:

    Jednym tchem przeczytałam.
    Pytanie: czy w lodziarni były jakieś wyjątkowe smaki?

    Ps. Wiyncyj!!!!

    1. Szwendaczka pisze:

      Smaki raczej klasyczne, zdecydowanie wielkość galek na plus 😀

      1. Szwendaczka pisze:

        Aha, ja zaryzykowałam i wzięłam jedyny smak, który nic mi nie mówił, coś w stylu „rok na Islandii” i był to smak pistacjowy 😉

  2. magda pisze:

    Hahhahahah ;D Ci to mają fantazję

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *