Jakarta, czyli miasto lepszych i gorszych

on

Po wielu „cudownych” dniach na Bali, których wolimy nie liczyć przyszedł czas na dalszą podróż. Taksówką dostajemy się na lotnisko. Odprawa idzie sprawnie, niedługo potem wsiadamy na pokład tanich indonezyjskich lini Lion Air’a. Komfort jak nigdy, nawet ja ledwo mieszczę się na swoim miejscu, a Łukasz siedzi z kolanami przy głowie 😀 Ale nie marudzimy, w końcu opuszczamy Bali! Nie spodziewamy się po Jakarcie niczego dobrego, ale jeszcze tylko jeden dzień i będziemy w Singapurze!

Lot przebiegł spokojnie, na bagaże musieliśmy czekać godzinę, ale przynajmniej były. Po wyjściu z terminala kwestia transportu do centrum rozwiązana profesjonalnie, jak przystało na stolicę. Kolejka taksówek, obsługa z którą można było ustalić szczegóły dojazdu i cenę. Pan zaproponował nam cenę, którą uznaliśmy za rozsądną, kierowca taksówki załadował nasze bagaże i potwierdził ustaloną cenę. Ruszamy. W ogóle nie zdziwiło nas kiedy w połowie drogi cena okazała się wyższa od ustalonej, ponieważ trzeba zapłacić jeszcze za przejazd drogą płatną, a to nie jest w ramach ceny przejazdu. Po przygodach na Bali nic nas już nie zaskoczy, a że kwota nie była astronomiczna postanowiliśmy nie dyskutować. Dojeżdżając pod wskazany adres nie umieliśmy zlokalizować naszego hotelu. Kierowca pytał przechodniów,  my próbowaliśmy złapać sygnał obiecywanego 4G. Po 10 minutach krążenia w kółko wokół tych samych budynków, okazało się, że nasz hotel w rzeczywistości nazywa się inaczej niż na booking.com. W środku dwóch zaskoczonych naszym widokiem recepcjonistów przeszukiwało w zakłopotaniu zeszyt rezerwacji. Nie zdziwiłoby nas gdyby rzeczywiście nic nie wiedzieli o naszej (opłaconej z resztą) rezerwacji. Na szczęście po chwili pojawił się na ich twarzach uśmiech i Pan zaprowadził nas dumnie do pokoju. Szybko wślizgnął się do niego przed nami, wypsikał odświeżaczem powietrza i wychodząc życzył miłego pobytu. Luksusowo, nie chcę wiedzieć jakie zapachy miał ukryć ten odświeżacz. Stwierdziliśmy, że nie zniesiemy kolejnego wieczoru w Indonezji na trzeźwo, więc po szybkim odświeżeniu wyszliśmy do sklepu. Bezmyślnie ubrałam na stopy japonki. Zrobiło się już ciemno, po ulicy biegały ogromne szczury, a ludzie zaczęli wylewać śmierdzące pomyje na ulicę. Prawie zwymiotowałam na myśl, że wszystko właśnie znalazło się na moich gołych stopach… Wskoczyliśmy do pierwszego napotkanego sklepu, zapomnieliśmy jednak, że to nie chrześcijańskie Bali, a muzułmańska Jakarta i alkoholu po prostu nie kupimy. Szybko wróciliśmy do hotelu, wzięliśmy gorąca kąpiel i poszliśmy spać.

Rano zjedliśmy trochę owoców, nie mieliśmy ochoty na ryż z kurczakiem, który podali w naszym hotelu na śniadanie, ale pozostali goście się zajadali. Zostawiliśmy bagaże w recepcji i ruszyliśmy na zwiedzanie miasta. Najpierw udaliśmy się do Starego Portu. Spodziewaliśmy się ładnego, zabytkowego portu w stylu holenderskim, ale naszym oczom ukazał się po prostu stary port ze zniszczonymi statkami. Nic wartego zobaczenia.

IMG_7612
Stary Port, wszystko się zgadza

Kolejnym punktem było Stare Miasto. Tym razem spełniło nasze oczekiwania. Ładny, czysty plac otoczony eleganckimi kamienicami, na placu mnóstwo kolorowych rowerów i kwiatów. Można powiedzieć bardzo ładne miejsce. Jest tylko jedno „ale”. Plac jest otoczony barierką, a przy wejściu w budce siedzi ochroniarz. Niemal niewidzialny dla turystów, jednak lokalsów idących za nami zatrzymał i wylegitymował. Postanowiliśmy usiąść na kawę i ciasto w kawiarni Batavia, z której mieliśmy widok na cały plan. Jest to elegancka, a zarazem dość droga kawiarnia z miłą obsługą, w której na chwile można zapomnieć gdzie się jest.

 

Tuktukiem wróciliśmy do hotelu po plecaki i ruszyliśmy na dalsze zwiedzanie. Dotarliśmy na Plac Merdeka z Pomnikiem Narodowym. Spotkała nas tu podobna sytuacja jak na Starym Mieście – niewidzialny ochroniarz. I tym razem nikt nas o nic nie zapytał, mimo że każdy z nas miał na plecach 15-kilogramowe plecami. Grupka młodzieży idąca za nami musiała się wylegitymować. Zaczyna nas to trochę przerażać. Turystyczne miejsca są piękne, czyste i nawet niezbyt tłoczne, ale widzimy, że to tylko pozory, że tak właśnie mamy zapamiętać Jakartę, a prawda jest inna.

Do odlotu zostało nam jeszcze sporo czasu, a jedna z największych rozrywek w Jakarcie jest shopping. Wybraliśmy się więc do ogromnego centrum handlowego Grand Indonesia. To ogromny kompleks z mniej i bardziej ekskluzywnymi sklepami, restauracjami, a także hotelem, rozłożony pomiędzy dwa połączone ze sobą budynki, liczący 8 pięter. Na wejściu bramki i ochroniarze jak na lotnisku. My oczywiście mimo naszych wielkich plecaków wchodzimy bez problemu, idące za nami Panie w burkach musiały wyłożyć na taśmę wszystko co miały i przejść przez wykrywacz metalu. Czujemy się coraz gorzej będąc na każdym kroku traktowanym lepiej od tubylców. W środku na sam widok rozbolała mnie głowa, nie jesteśmy z natury zakupoholikami, postanowiliśmy usiąść w części gastronomicznej i wymienić się, najpierw Łukasz poszedł przejść się po sklepach, a ja pilnowałam plecaków. Nie było go na prawdę długo, ale obszedł wszystkie piętra. Gdyby nie to, ze jesteśmy spłukani pewnie ładnie by się obkupił. Ja przy drugim piętrze spasowałam. Zjedliśmy pyszny ramen na drogę i postanowiliśmy ruszyć na lotnisko.

IMG_7648
Dobry ramen nie jest zły

Przy głównym wyjściu z centrum handlowego czekały taksówki, wsiedliśmy do jednej i ruszyliśmy na lotnisko. Niestety nie wiedzieliśmy, że kierowca musi objechać całą galerie dookoła, a przy aktualnym ruchu przejechanie tych kilkuset metrów zajęło nam godzinę. Dobrze, że mieliśmy spory zapas czasu do wylotu, ale zaczynaliśmy się stresować. Mogliśmy tego uniknąć, wystarczyło przejść kilkadziesiąt metrów na drugą stronę ulicy i tam złapać taksówkę. Korki w Jakarcie to nie mit. Na szczęście zdążyliśmy na czas i na lotnisku odetchnęliśmy z ulgą. Opuszczamy Indonezję. Na pewno na długo.

PS. Na pożegnanie, w oczekiwaniu na lot na lotnisku puścili „Katastrofy w przestworzach”. Dla nas bomba, ale jak wszystko w Indonezji – jest to lotnisko dla ludzi o mocnych nerwach 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *