Denpasar, czyli koszmaru na Bali część pierwsza

on

Po przylocie na Bali byliśmy tak zmęczeni, że nic nam nie przeszkadzało. Zasnęliśmy jak zabici. Hotel okazał się bardzo przyjemny, nie było w nim żadnego robactwa, a odór kanalizacji był niewielki. Jednym słowem jest jakby luksusowo. Pierwsze dwa noclegi zarezerwowaliśmy w Kucie, jednej z najbardziej popularnych dzielnic na południu Bali. Mówiono nam, że jest tam brudno i brzydko i nie warto spędzać tam nawet pięciu minut, ale nie bylibyśmy sobą gdybyśmy nie przekonali się o tym na własnej skórze. Gdy wyszliśmy na ulicę zrozumieliśmy o co chodzi. Tłumy ludzi, mnóstwo samochodów i skuterów pędzących w każdą stronę (nie tylko po drodze). Smród ścieków płynących wzdłuż drogi i pełno śmieci w rowach. Do tego naganiacze zachęcający do zakupów i wciskający badziewne podróbki. Moje pierwsze spotkanie z Azją – poległam. Łukasz w tych kwestiach jest bardziej doświadczony i nie był tą sytuacją tak dobity jak ja, jednak dla mnie przeskok z czystej i niemal odludnej Australii w ten syf i tłum był jak uderzenie w twarz. Takie miejsca źle na mnie działają, dostałam prawie ataku nerwicy i ruszyłam przed siebie w nadziei, że cieknę przed tłumem i zgiełkiem. Niestety, „bieg” przez Kutę nie dał rezultatu, wszędzie ten sam smród, hałas i tłum. „Piękne” klimatyczne McDonaldy i ” ekskluzywne” sklepy z odzieżą. Nie ma to jak kupować koszulki Lacoste na Bali… W końcu dotarliśmy na plażę. Szary brudny piach, pełen śmieci i potłuczonego szkła i zachęcił nas do kąpieli. Na plaży było sporo ludzi, część nawet pływała w szarej wodzie pełnej śmieci. Nas to obrzydzało. Gdybyśmy zapłacili kupę kasy za „rajskie wakacje” na Bali w Sheratonie w Kucie chyba ubiegalibyśmy się o zwrot kosztów i odszkodowanie za strat moralnych… No chyba, że komuś wystarczy pokój i basen…

 

img_7324
Gotowi na zwiedzanie Świątyni w Uluwatu 🙂
img_7344
Świątynia na klifie w Uluwatu i piękne kwiaty

Kuta zdecydowanie nie była dla nas, w drodze do naszego pensjonatu kupiliśmy „superszybki internet 4G”. Poruszanie się po Denpasarze własnym środkiem transportu to sport ekstremalny, pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że to rozrywka dla samobójców. Transport miejski nie funkcjonuje (przynajmniej dla turystów). Została nam wycieczka z kierowcą, czyli najlepsza forma zwiedzania wyspy. Właścicielka pensjonatu załatwiła nam sprawdzonego kierowcę, więc popołudniu wybraliśmy się na krótką wycieczkę. Pierwszy przystanek – słynna  hinduska Świątynia na Klifie w Uluwatu znajdująca się na półwyspie Bukit. Świątynia została wybudowana w 11 wieku, choć nasz kierowca zapytany jak stara jest ta świątynia powiedział „No stara, przynajmniej sto lat” 🙂 Nigdy nie ufaj kierowcom na Bali 🙂 Odwiedzając popularne miejsca na Bali musimy liczyć się z tłumem turystów i kosztami, wejście do  większości Świątyń na Bali jest płatne – im bardziej popularne miejsce, tym drożej. Przed wejściem dostaliśmy chusty, którymi musieliśmy zakryć nogi. Wyglądało to bardzo ciekawie i klimatycznie, mimo tłumu turystów w Uluwatu czuć było azjatyckiego ducha. Powoli przyzwyczajamy się do ludzi. Na wejściu witają nas małpy, przed którymi ostrzegł nas kierowca.

– Musisz zdjąć okulary, bo małpy Ci ukradną – ostrzegł Łukasza.

Biedaczek na swoje szczęście zastosował się do rad, ale niestety widoczki podziwiał na zdjęciach 😀 Już na wejściu powitał nas Makak radośnie chwalący się swoim łupem – okularami. Kierowca miał racje…

DSC_0750
Słodki? Raczej wredny…

Nie zapałaliśmy miłością do tych „słodkich małpek” złodziejek. Ludzie niestety nie zachowywali ostrożności i byliśmy świadkami kradzieży telefonu. Turystka podeszła blisko małpy, żeby zrobić jej zdjęcie, a ta zwinnie wyrwała telefon i uciekła w las. Oczywiście za należytą opłatą można poprosić ochroniarzy o odzyskanie ukradzionych przedmiotów. Małpka dostaje przysmak, a w zamian oddaje telefon. Jednak jak wszystko w Azji – taka przyjemność również turystów kosztuje. Uważajcie na wredne małpy! Sama Świątynia zrobiła na nas duże wrażenie, architektura i klify pięknie ze sobą współgrają.

Kolejny przystanek – Plaża Padang Padang. W internecie można znaleźć informacje, że „jest to mała, kameralna plaża z pięknymi widokami, po które warto przyjechać, aż na Bali”. Czy można napisać coś równie bzdurnego? Z całego zdania możemy zgodzić się jedynie z dwoma słowami „mała plaża”. Z kameralną nie ma ona nic wspólnego, przyjeżdżają na nią tłumy turystów zarówno prywatnie jak my, jak i autokarami na zorganizowanych wycieczkach hotelowych.

IMG_7349
„Kameralna” plaża Padang Padang

Do tego plaża słynie z fal, można tam zobaczyć wielu surferów. Plaża może rzeczywiście jest ładniejsza niż w Kucie, ale wciąż jest przeludniona, głośna i brudna. Nawet woda nie zachęcała do kąpieli. Formacje skalne są piękne, schody prowadzące na plażę również bardzo klimatyczne, ale jakieś 1000 osób mniej i mogłoby być przyjemnie.

IMG_7358
Formacje skalne na plaży Padang Padang

Do tego po raz kolejny ostrzegamy przed małpami. Te w Padang Padang są nie tylko wredne, ale i wściekłe. Wchodząc po schodach musieliśmy minąć siedzącą tam grupkę małp, jedna wystartowała do mnie z zębami, gdyby nie czujność Łukasza, który głośno zaklaskał żeby ją odstraszyć pewnie wieczór spędziłabym na izbie przyjęć pogryziona przez małpy… Niezapomniane atrakcje…

IMG_7354
Łukasz pięknie prezentujący nasz nastrój…

W drodze powrotnej kierowca zawiózł nas na plantację kawy ze słynną Kopi Luwak. O najlepszej i najdroższej kawie świata słyszeliśmy wiele i wiedzieliśmy, że nie chcemy uczestniczyć w całym procederze. Jednak kierowcy bardzo zależało, żeby nas tam zawieźć, więc się zgodziliśmy. Wiadomo, przywiezie turystów, dostanie coś w zamian. Słynna kawa wytwarzana jest z ziaren kawy wydobytych z odchodów łaskuna muzanga, nazywanego też lokalnie Luwakiem. Ziarna po przejściu przez przewód pokarmowy zwierzęcia ulegają fermentacji. Kawa jest na świeci bardzo ceniona, jednak kwestie etyczne budzą wątpliwości. Zwierzęta są przetrzymywane w klatkach, większość czasu przesypiają, bo podobno faszerowane są środkami uspokajającymi. Głupio było nam przejść całą plantację i nie kupić kawy, więc skusiliśmy się. Szczerze mówiąc – żadna rewelacja. Po powrocie do auta ruszyliśmy w stronę naszego hotelu. Południe Bali nie zachwyca, ale następnego dnia wybieramy się w głąb wyspy do Ubudu – duchowej stolicy Bali. Mamy nadzieje, że Denpasar jest tylko kiepskim zwiastunem cudownego pobytu na rajskiej wyspie.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *