Toronto chyba na nas czekało

on

  W niedzielny poranek, kiedy musieliśmy opuścić nasze lokum i ruszyć na autobus do Toronto, Montreal nawet nie myślał o tym, żeby budzić się do życia. I było tak pewnie jeszcze długo po naszym wyjeździe… O 7:30 ruszyliśmy autobusem do Toronto. Koło 13 powinniśmy być na miejscu.

-W Toronto powinniśmy być o 13:10 – odezwał się kierowca. – Jeśli ktoś was odbiera to powiedzcie mu, że się spóźnimy, w mieście jest teraz dużo objazdów, robią się korki. Jeśli chcecie mnie zapytać, o której będziemy w Toronto to nie pytajcie, bo nie wiem. – No i fajnie. Prosto i na temat.

  Droga upłynęła dość szybko, oprócz ostatniej godziny, którą rzeczywiście spędziliśmy przeciskając się w korkach przez Toronto. W Montrealu nie czuliśmy jak duże to miasto, ale teraz jadąc przez przedmieścia do centrum wiemy, że Toronto jest ogromne. Domy na przedmieściach są piękne, ogródki duże i zadbane. Im bliżej centrum tym budynki stają się większe. Za oknem deszcz. Dawno nie lało… W końcu dojeżdżamy do centrum, wychodzimy z dworca autobusowego i wita nas piękne słońce. Chmury z minuty na minutę się przerzedzają, robi się coraz cieplej. Ruszamy w stronę naszego hostelu.

  Trafiamy w dzielnicę Chinatown. Jest to dokładnie takie Chinatown jakie zapamiętałam z San Francisco. Nawet ten nieprzyjemny zapach dziwnych przypraw, suszonych grzybów i mięs uderzający z każdej strony. I Chińczycy chodzący bardzo, bardzo, za bardzo powoli. Na szczęście udaje nam się przecisnąć przez tłumy i przedrzeć przez zatłoczoną dzielnicę do naszej Kensington Market. Nie wiedziałam, jaka to dzielnica, bo nocleg zarezerwowałam tu przez przypadek, klikając na booking.com nie ten hotel, który miałam. Ale w efekcie było taniej i bliżej centrum, więc wyszło nam na dobre.

  Po drodze dopadła nas ochota na kawę, ale nigdzie nie trafialiśmy na kawiarnie. W końcu bardzo blisko naszego hostelu znaleźliśmy dobrze wyglądającą kawiarnię z ogródkiem. Niebo zrobiło się błękitne, słońce przygrzewało, a my z wielkimi plecakami, poubierani w kurtki (przecież przed chwilą lało). Pot zaczął nam się lać z czoła, więc bez namysłu usiedliśmy i zamówiliśmy kawę i muffinki, żeby trochę odsapnąć. Po chwili dostrzegliśmy napisy „gluten free, vegan, organic”. No dobrze, będziemy przynajmniej mniej niezdrowi. Kawa jak to kawa dla vegan była z mlekiem owsianym, ale spacer z dworca w tym upale tak nas wymęczył, że było nam już wszystko jedno. Z perspektywy czasu – kawy z mlekiem owsianym nie polecam. Za rogiem było już nasze lokum.

Pierwsza kawka w Toronto

  Odświeżyliśmy się i wyruszyliśmy na miasto, nie można zmarnować takiej pogody, bo może nie trwać długo. Dwa kroki od hostelu zorientowaliśmy się czym jest Kensington Market. Mamy szczęście do dzielnic, bo ta była bardzo kolorowa, pełna barów, restauracji i kawiarni. W niedzielne popołudnie oblężona przez tłumy.

Uliczne dekoracje

Łukaszowi też się podobało, bo jego ulubiony zapach buchał z każdej strony. Mogliśmy napić się tu też normalnej kawy zamiast kawy dla wegan, ale nie wiedzieliśmy, że wystarczyło przejść jeszcze 100 metrów dalej.

Taka stylówka okolicznych knajpek

  Ruszyliśmy w stronę centrum. Jest niedzielne popołudnie,  wszędzie tłumy ludzi, na ulicach pełno aut, robią się korki, kierowcy co chwilę na siebie trąbią. Jest niedzielne popołudnie. Ciekawe co się będzie działo w tygodniu. Wszędzie otaczają nas monumentalne budowle. Najwyższy niegdyś Hotel Royal ginie w gąszczu wieżowców, zupełnie niezauważalny.

Widok na downtown z wieży CN Tower

Dochodzimy do brzegu jeziora, podziwiamy jachty i wzburzoną taflę jeziora. W końcu pogoda pozwala nam usiąść na chwilę na trawie i wygrzać się w słońcu. Przechadzamy się dalej powoli wracając w stronę naszego hotelu. Przechodzimy jeszcze przez dzielnice Queen West i Graffiti Aley. Znów spodziewałam się spektakularnego street artu, czegoś co mnie zaskoczy. Szczerze mówiąc, w ogóle nie warto się tam wybierać. Jest to długa kolorowa ulica z graffiti na każdej ścianie, ale, poza nielicznymi wyjątkami, nie są one jak dla mnie warte uwagi.

Graffiti na Graffity Alley. Jedyne, które moim zdaniem, było warte uwagi 👍

W Toronto jest mnóstwo pięknych i dużo ciekawszych graffiti, chociażby na naszym Kensington Market, a czasem można znaleźć coś pięknego zupełnie niespodziewanie.

Gangsta dogs na Kensington Market 😎

Wróciliśmy na nasz deptak i postanowiliśmy uczcić nasz przyjazd do Toronto włoską kolacją.

Pizza po długim dniu zawsze spoko 😁

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *