Kolej transkanadyjska, czyli jak przeżyć trzy dni w pociągu

on

  Po niemal dwóch tygodniach spędzonych na wschodzie Kanady przyszło nam ruszyć dalej. Choć najszybszym, najpopularniejszym i najwygodniejszym sposobem poruszania się po Kanadzie są samoloty, my zdecydowaliśmy się przemierzyć kraj w dużo wolniejszym tempie – pociągiem. Slow life, slow travel 😉 The Canadien to pociąg przemierzający całą Kanadę od Toronto, aż po Vancouver. Cała podróż trwa ok. 4 dni. W między czasie oprócz krótkich postojów na mniejszych stacjach, pociąg zatrzymuje się na dłuższy postój w kilku większych miastach. Z założenia można w tym czasie wysiąść i pozwiedzać. Rzeczywistość jest jednak inna, ale o tym za chwilę. Komfort podróży zależny jest od naszego budżetu. Najtańsza opcja to podróż klasą ekonomiczną, wieloosobowe przedziały z rozkładanymi fotelami. Droższe opcje to wagony sypialne cztero- lub dwuosobowe. W kuszetkach w cenę biletu wliczone były również posiłki, a w przedziale zwanym „activity car” odbywały się różne zajęcia m.in. joga. Joga w pociągu – brzmi ciekawie 😉 Nam niestety nie było dane zaznać tych ekstrawagancji, bo wykupiliśmy bilety w klasie ekonomicznej.

Niby humory nam dopisują, ale lekkie przerażenie jest…

  Po wejściu do przedziału i zajęciu dogodnych miejsc naszło nas zwątpienie. Wyobrażaliśmy sobie, że podróż będzie mimo wszystko przebiegała w nieco bardziej komfortowych warunkach. Nie mieliśmy w planach przemierzyć pociągiem całej trasy, ale wizja 3 nocy i 2 dni w pozycji półsiedzącej trochę nas przeraziła. Przedział przypominał trochę przedziały w naszym kochanym PKP. A łazienka była tylko nieznacznie większa. Cóż, może nie będzie tak źle. 

Nasz mały domek

  Oprócz przedziałów „sypialnych”, w naszym wagonie był również przedział barowy, wspomniany wcześniej „activity car” w nieco uboższej wersji niż w klasie premium, oraz najciekawszy przedział obserwacyjny, całkowicie przeszklony, który znajdował się nam przedziałem barowym. Mimo, iż w naszej klasie zdecydowaną większość stanowiła młodzież, w przedziale sypialnym panował spokój i porządek. Wszyscy szanowali się nawzajem, można było tam spać o każdej porze dnia i nocy. Przedział widokowy był za to prawdziwą mekką spotkań towarzyskich. Od świtu do zmierzchu panował tu gwar rozmów, pasażerowie integrowali się ze sobą, grali w karty, pili piwo. Przedział imprezowy. I mimo, że był nieduży, nie był tak oblegany jak myśleliśmy i bez trudu można było znaleźć dla siebie miejsce o każdej porze. Widoki były tam znacznie ciekawsze niż z dolnych przedziałów, gdyby nie bardzo intensywnie pracująca klimatyzacja, pewnie spędzalibyśmy tam większość dnia.

  Powitano nas radosnym „Goooood evening ladies & gentleman”, które rozchodziło się z głośników. Już na starcie odnotowaliśmy 40-minutowe opóźnienie, pociąg ruszył ok. 22:40. Udało nam się rozłożyć fotele do całkiem wygodniej pozycji, oparcie niestety rozkładało się tylko do pozycji 45 stopni, ale można było rozprostować nogi. Przynajmniej ja mogłam, bo Łukasz się trochę nie mieścił, ale twierdzi, że z ugiętymi nogami też nie było źle. Po pierwszej nocy obudziliśmy się gdzieś pośrodku prowincji Alberta. Byliśmy tak daleko pośrodku niczego, że telefon nie łapał zasięgu. Myśleliśmy, że to chwilowe, ale okazało się, że jedynie w okolicach dużych miast, których na całej trasie jest bardzo niewiele, można złapać zasięg. Czasem dobrze jest się całkiem odłączyć od cywilizacji na kilka dni. Widoki za oknem przez pierwsze godziny po przebudzeniu robiły na nas ogromne wrażenie. 

Gdzieś w Ontario

  Gęste lasy, co kilkaset metrów wielkie jeziora. Pojedyncze domy dookoła, aż trudno było nam uwierzyć, że ktoś może mieszkać tak daleko od jakiejkolwiek cywilizacji. Zachwyceni widokami, zatrzymaliśmy się na mijance, żeby przepuścić pociąg towarowy. Pociągów osobowych jest w kanadzie bardzo mało, podczas tych kilku dni nie widzieliśmy żadnego. Niewykluczone, że mijaliśmy jakiś w nocy, ale nie zmienia to faktu, że jest ich jak na lekarstwo. Za to pociągów towarowych jest masę. Słyszeliśmy, że mogą być naprawdę długie. Przy pierwszej mijance założyliśmy się ile wagonów będzie miał nadjeżdżający pociąg. Łukasz obstawił 38, a ja 54. Przy 60 przestaliśmy liczyć, nakręcony przeze mnie film trwał 2,5 minuty, podczas oglądania doliczyliśmy się 160 wagonów. Hmmm… trochę go nie doceniliśmy… I nie był to prawdopodobnie najdłuższy pociąg jaki mijaliśmy. Czas w pociągu mijał bardzo szybko, po 2 tygodniach ciągłego zwiedzania i przemieszczania się potrzebna nam była chwila oddechu. Do wieczora utrzymywały się takie same sielskie widoki. Czasem mieliśmy wrażenie, że nasz pociąg więcej stoi niż jedzie, bo co chwile musieliśmy przepuszczać jakiś pociąg towarowy. TGV to to nie jest 😊 Kolejną noc udało się spokojnie przespać.

O wschodzie słońca gdzieś w Manitobie

 Następnego dnia rano obudziliśmy się na piękny wschód słońca. No dobra, i tak nikt mi nie uwierzy… Łukasz obudził się na piękny wschód słońca 😊 „Gooooooood morning Ladies & Gentleman! May i have your attention, please.”, i tak oto powitano nas w Winnipeg w prowincji Manitoba, pierwszego dłuższego postoju. Planowo mieliśmy tu spędzić 4 godziny. Niestety odnotowaliśmy opóźnienie, więc postój skrócił się do 2 godzin. W sam raz, żeby zjeść śniadanie, napić się kawy i przekonać się, że więcej czasu w Winnipeg nie potrzeba 😊  Widoki z pociągu uległy zmianie, tym razem, oprócz rozległych lasów, zamiast jezior pojawiły się rozległe soczysto-zielone polany. Szybko przejechaliśmy do kolejnej prowincji Saskatchewan. Według Marcina, kuzyna Łukasza, Saskatchewan is boring 😊 Nam się podobało, ale rzeczywiście oprócz ogromnych pól uprawnych nie było tu za wiele. Co jakiś czas nasz pociągowy opiekun nawoływał przez głośnik, że za oknem można podziwiać charakterystyczne dla prowincji silosy.

Silosy w Saskatchewan

 Wieczorem dojechaliśmy do kolejnego większego miasta – Saskaton. Nie było to dłuższego postoju, jedynie chwila na rozprostowanie nóg i zaczerpnięcie świeżego powietrza. Tego drugiego chyba wszystkim brakowało najbardziej, bo niestety nigdzie nie dało się uchylić okien. 

W stronę zachodzącego słońca…

  Następnego ranka mieliśmy dojechać do Edmonton, naszego ostatniego przystanku. Planowo mieliśmy być na miejscu o 6 rano. Postanowiliśmy zapytać opiekuna naszego przedziału, czy na pewno dotrzemy na miejsce o czasie, wizja pobudki o 5 rano, była dla mnie koszmarna.

-Przepraszam, o której dojedziemy do Edmonton?

-Jutro rano.- opiekun udzielił nam szczegółowej odpowiedzi.

-Tak, ale o której?- pytanie wywołało duże zaskoczenie…

-Hmmm… powinniśmy być koło 6/7 rano, już jedziemy zgodnie z rozkładem, więc myślę, że tak będziemy – powiedział bez przekonania. – Ale nie wiem co się wydarzy przez noc – dodał szybko.

Co się może wydarzyć przez noc? Przecież zostało już tylko 8 godzin jazdy do Edmonton. Pobudka o 5, niestety…

Rano okazało się, że jednak „coś” wydarzyło się przez noc i w Edmonton będziemy z opóźnieniem. Niemałym. Dzięki opóźnieniu, ostatnie godziny w pociągu mogliśmy spędzić podziwiając piękny poranek w prowincji Alberta, która była dla nas połączeniem wszystkich mijanych dotychczas. Były tam lasy, pola, jeziora, zaczęły się też pojawiać pagórki. To niesamowite, że można przemierzyć kilka tysięcy kilometrów i nie widzieć ani jednego wzniesienia. W Edmonton odnotowaliśmy 4-godzinne opóźnienie i dotarliśmy na miejsce przed 10. Dla nas to nawet lepiej, mogliśmy dłużej pospać, na spokojnie się zebrać, a nawet podziwiać krajobrazy Alberty, ale ludzie czekający na pociąg na stacji w Edmonton nie wyglądali na najszczęśliwszych…

  Podróż pociągiem minęła nam naprawdę szybko. Z jednej strony marzył nam się prysznic i wygodne łóżko, na którym można rozprostować kręgosłup, z drugiej trochę żal, że to już koniec i z pociągu wysiadamy po raz ostatni.  Kolejna przygoda za nami, ale to nie koniec podróży. W Edmonton wsiadamy do autobusu i ruszamy do Calgary!

 

2 Comments Add yours

  1. Magda pisze:

    No ale fest macie w plecy pisania! Co najmniej dwa kontynenty o ile dobrze wiem! Bardzo jestem ciekawa tego kolejnego miejsca, po Kanadzie o ile dobrZe dedukuję z insta, moje niedoścignione marzenie z lat dziecinnych. 🙂 Piszcie!

    1. Szwendaczka pisze:

      Nie ma kiedy pisać 😜 mam nadzieje ze dzisiaj coś nadgonimy 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *