Ahoj przygodo – lecimy do Australii

on

  Szkoda nam opuszczać Hawaje, ale tak bardzo cieszymy się na podróż do Australii, że nie jest nam aż tak żal. Mamy tylko cichą nadzieję, że zima rozpoczynająca się tam zima nie da nam w kość 😊 Przy okazji miał nas czekać najdłuższy lot w naszym życiu. 10 godzin lotu tanimi liniami Jetstar trochę nas przeraża, ale jakoś musimy dać radę. Wsiadamy na pokład i szybko orientujemy się, że lecimy Dreamlinerem. Hmmm… może nie będzie aż tak źle 😊 Samolot okazał się bardzo cichy, mieliśmy dużo miejsca na nogi, a nawet komputer z filmami, muzyką i grami jak w normalnych liniach lotniczych. Początkowo miała to być usługa płatna, ale po kilku minutach lotu została odblokowana i mogliśmy spokojnie oglądać najróżniejsze filmy. Obejrzeliśmy oczywiście wszystkie możliwe filmy animowane (Sing, Zwierzogród i Lego Batman – w końcu lot był długi ;P).

Kompan podróży 😂

  Najlepszym bajerem w samolocie były przyciemniane szyby. Zamiast przesłony, wystarczyło nacisnąć guzik i szyba przyciemniała się tak, że robiło się ciemno, ale nadal można było oglądać świat za oknem. W między czasie przelatywaliśmy przez krzyżówkę południka zmiany daty i równika.

Chyba nie będziemy już mieli po drodze 😊

  Niestety straciliśmy przez ten manewr jeden dzień i lot trwający 10 godzin przesunął nas w czasie o 24… Podróż minęła nam wyjątkowo szybko. Witamy w Australii 😊 Oboje byliśmy trochę zestresowani, naoglądaliśmy się programów o australijskich lotniskach i baliśmy się, że będziemy na wjeździe tak przetrzepani jak niektórzy Bogu ducha winni turyści, których oglądaliśmy w tv. Szczęśliwie dla nas, nic takiego nie miało miejsca, wszystko poszło sprawnie, nawet nie zapytano nas o wizę (może w tym mądrym kraju mają już wszystko w komputerze?). Australia powitała nas bardzo miło i zrobiła na nas dobre wrażenie. Nie spotkały nas żadne nieprzyjemności, wszystko szło sprawnie i zgodnie z planem. Parę chwil później mogliśmy już ruszyć z lotniska w stronę centrum. Sprawdzam dokładnie adres miejsca, w którym zarezerwowaliśmy pokój. Woolhara? To nie będziemy mieszkać w Sydney? Trochę zmartwiliśmy się, że miejsce, które na mapie wyglądało jak centrum, okazało się innym miastem. Oby nie było daleko… Zdecydowaliśmy się na podmiejską kolejkę, która jest w Sydney bardzo sprawnym substytutem metra. Zimowa pogoda nie zaskoczyła nas tak bardzo. Było rześko, koło 16 stopni, ale słonecznie. Nie przewidzieliśmy tylko jednego. Jakież było nasze zdziwienie, kiedy o godzinie 16, opuszczając podziemną część kolejki, zobaczyliśmy zmierzające ku zachodowi słońce… Jeszcze nie tak dawno mogliśmy cieszyć się słońcem do 21, a teraz dzień skrócił nam się o całe 5 godzin, co trochę pokrzyżowało nasze podróżnicze plany. Niecałe 40 minut później dotarliśmy do naszego pokoju wynajmowanego w mieszkaniu sympatycznej pary – Pam i Lloyda. Hmmm… Centrum jest zaledwie 5 km stąd, a już jesteśmy w innym mieście? Małe to Sydney 😀 Okazało się, że tak właśnie wyglądają tutejsze metropolie. Sydney, Melbourne, Brisbane to tylko małe części aglomeracji, zwykle CBD (Central Bussines District). To co u nas nazywamy dzielnicami, u nich jest po prostu „miastem” zaliczanym do aglomeracji. Ufff, jednak jesteśmy w Sydney 😉 Długi lot trochę nas wymęczył, dlatego zdecydowaliśmy się na szybkie rozeznanie okolicy i zebranie siły na kolejny intensywny dzień. Pierwsza noc nie była łatwa… Czy w Sydney nie wiedzą o istnieniu kaloryferów?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *